Dzień, którego miało nie być
Zdjęcia były zaplanowane na sześć dni. Jednak nie obeszło się bez drobnych niespodzianek i konieczny był siódmy dzień zdjęciowy. Właściwie to była połowa dnia i na szczęście wszystko (prawie) udało się w tym czasie zrealizować.
Przerwana wyprawa
Powrót na plan to zawsze kłopot. Trudno jest zebrać ekipę – zwłaszcza, jeśli jest to tylko jeden dzień. Nie udało się zmobilizować fotosisty, ale na szczęście operatorkę making off udało się zastąpić. Będzie zatem profesjonalna dokumentacja z planu tego ostatniego dnia.
Chyba najbardziej musiał zmienić swoje plany odtwórca głównej roli Krzysztof Baliński, który po zakończeniu poprzednich zdjęć postanowił odpocząć w głuszy i ciszy pomorskich rezerwatów. Ściągnięty z nich znienacka, był chyba nawet w lepszej dyspozycji aktorskiej – jakby bardziej zamyślony, chociaż jak zwykle niezmiernie dociekliwy i dokładny.
Garnison Danzig
Głównym aktorem zbiorowym tego dnia był Garnison Danzig – grupa rekonstrukcyjna stworzona i dowodzona przez Krzysztofa Kucharskiego. Jego „sektion” w liczbie czterech pruskich żołnierzy plus dowódca na planie filmowym stawili się punktualnie. Jak Garnison Danzig idzie na plan filmowy? Oczywiście krokiem marszowym i w szyku. Zdziwiło to zarówno głównego aktora i reżysera w jednej osobie, Krzysztofa Babińskiego, jak i operatora i reżysera Wojtka Ostrowskiego. Refleks tego ostatniego sprawił, że błyskawicznie włączył kamerę i być może zobaczymy ten marsz w jednej ze scen filmu. Na planie filmowym Garnison Danzig miał tylko jedną scenę do zagrania. Wykorzystano do tego długie ujęcie. Oczywiście potrzebna był próba i kilka dubli. Wszystko odbywało się w małym pośpiechu, bo chmury nad planem filmowym nie wyglądały dobrze. Wiadomo było, że realizacja sceny w deszczu nie będzie możliwa.
Historia Garnisonu
Grupa rekonstrukcyjna Garnison Danzig istniej od 2005 roku. Wcześniej jej założyciel i dowódca – Krzysztof Kucharski – przez 4 lata zajmował się rekonstrukcjami. Grupa zatem ma duże doświadczenie. Obecnie liczy około 30 osób: żołnierzy, mieszczan, a nawet dzieci. Receptą na tak długie trwanie są zmiany w działaniach – w Gdańsku można szczególnie sobie na to pozwolić, tu bowiem stacjonowali zarówno pruscy jak i francuscy żołnierze prawie w tym samym czasie.
Drugim składnikiem idealnej grupy rekonstrukcyjnej jest wyjście poza samo przebieranie się w kostium z danej epoki. Jest to praca intelektualna: poznawanie epoki, ciągłe kształcenie się. Garnison Danzig na przykład przygotowuje wykłady, w których opowiada o rekonstruowanej przez siebie epoce. Rekonstruktorzy również żyją według zasad z epoki, a nawet jedzą potrawy jakie jadali ludzie, w których się wcielają. Wszystkie te elementy powodują, że Garnison wygląda autentycznie i miejmy nadzieję, że tak też wypadnie w filmie „Po drugiej stronie bramy”
Próba akustyki na placu
W przerwie między ujęciami Garnison zachwycał się przestrzenią dawnych gdańskich koszar. Dowódca nawet sprawdził jak wydaje się komendy na placu ćwiczeń obecnie wykorzystywanym jako parking dla studentów Gdańskiej Szkoły Wyższej. Akustyka była idealna – nie musiał specjalnie podnosić głosu, żeby wydać komendę słyszalną w każdym miejscu placu.
Pogoda na planie
Przez cały czas realizacji zdjęć ekipa miała szczęście do pogody. Nie pisałem nigdy o pogodzie, żeby nie zapeszyć. Jednak ostatniego dnia burza przerwała zdjęcia.
W przypadku kręcenia każdego filmu w plenerze pogoda ma decydujące znaczenie. Czasami nawet niestabilne oświetlenie wynikające z ruchu chmur powoduje konieczność zatrzymania ujęcia. W przypadku filmu „Po drugiej stronie bramy” – oświetlenie nie miało aż takiego znaczenia – film będzie w konwencji czarno – białej, więc tolerancja na zmiany oświetlenia jest większa. Jednak burza, która pozostawiła po sobie kałuże spowodowała, że dalsza realizacja zdjęć nie miała sensu. Na szczęście przed burzą udało się nakręcić kilka dubli, które muszą wystarczyć. Zresztą nie wiadomo, czy przy kolejnych próbach efekty nie byłby gorszy od tego, jaki został zrealizowany.
Z planu cała ekipa została ewakuowana w bardzo szybkim tempie, a pod dachem na zmokniętych aktorów czekała już gorąca kawa.
Pechowy klaps
Klaps to urządzenie, które znają wszyscy kinomani. To czarna (czasami biała) tabliczka z klapsem, czyli deseczką, której używa się przed rozpoczęciem każdego ujęcia. Piszę „używa”, bo ciągle jest stosowana, ale powoli przestaje pełnić swoją rolą. Stosuje się ją dzisiaj jedynie w filmach kręconych metodą analogową, czyli na tradycyjnej taśmie filmowej. W przypadku filmu cyfrowego klaps jest niepotrzebny; wystarczy dobrze zarządzać plikami, żeby mieć pełną kontrolę nad zrealizowanym materiałem.
Film „Po drugiej stronie bramy” jest realizowany metodą cyfrową, więc klaps nie był wykorzystywany na planie. Ostatniego dnia pojawił się pomysł, żeby go użyć symbolicznie – do ostatniego ujęcia. I być może była to fatalna decyzja – zaraz po pojawieniu się tego urządzenia na planie – rozpętała się opisana burza. Może przypadek, ale zaraz po schowaniu go głęboko w garderobie – deszcz przestał padać. Czyżby klaps w filmach cyfrowych przynosił pecha?
Wystrzałowy koniec
Zakończenie zdjęć przez Garnison odbyło się wystrzałowo w dosłownym tego słowa znaczeniu. Piotr Stojałowski oddał symboliczny wystrzał przed siedzibą Stowarzyszania WAGA. Wzbudziło to małą euforię wśród ekipy. Film nie ma zbyt wielu scen pirotechnicznych, więc każda eksplozja, nawet poza planem filmowym, jest wydarzeniem.
Ostania scena
Po odjeździe Garnisonu zostały zrealizowane jeszcze dwie sceny plenerowe – jedna symboliczna, bo zrealizowana w bramie. Druga na ulicy Na Stoku – nie będą to ostatnie sceny filmu. Tak realizuje się film – sceny są kręcone ze względu na wygodę realizacji a nie na chronologię. Pozwala to nie wracać do tych samych miejsc kilkukrotnie.
Ostania scena filmu została już nakręcona wcześniej. Wiem, która to będzie, ale oczywiście nie powiem. Nie mogę tego napisać, bo popsułoby to przyjemność z oglądania filmu.
Ostatnie ujęcie – Danton
Do ostatniego ujęcia filmu zostało wykorzystane wnętrze. Był to powrót do sceny już wcześniej zrealizowanej. Teraz nastąpiło „dokręcenie” brakującego elementu. Jak łatwo się domyślić – scena ta była związana z największą gdańską pisarką. Tym razem chodziło o wydobycie kilku istotnych szczegółów i detali. Nie wiem, czy pewien element scenografii będzie wystarczająco dobrze widoczny w filmie, więc pozwalam sobie pokazać mały rekwizyt z tej sceny. Zawsze wprawiają mnie w zachwyt dokładnie przygotowane rekwizyty, których czasami na filmie nie widać. Warto na nie zwracać uwagę i wyeksponować je. Ich los potem jest zwykle taki sam – albo ulegają zniszczeniu, albo stają się zwykłymi przedmiotami w zapomnianych przestrzeniach filmowych magazynów. W jednym z filmów, którego realizację obserwowałem zachwyciła mnie beczka z pieczołowicie odtworzonym znakiem z epoki. Zachwycałem się nią do czasu, kiedy scenograf postanowił zasypać ją do połowy w piasku. Na filmie nie będzie widać tego, co z taką starannością zostało wykonane. Taki też bywa los rekwizytów. Dlatego, moim zdaniem, warto eksponować takie drobiazgi, które „znikają” potem w filmie.
Koniec zdjęć
To bardzo ważny moment. Od tej chwili wiadomo, że nie będzie już żadnych dodatkowych zdjęć – nic już nie zostanie zmienione i wiadomo już, co zostało zrobione, a czego zrealizować się nie udało.
Koniec zdjęć ogłosił oficjalnie Wojtek Ostrowski w niedzielę około godziny 17:30. Pozostały już tylko pożegnania i życzenia spotkania na … kolejnym planie zdjęciowym.
Podsumowanie
To był bardzo intensywny i ciekawy czas na Biskupiej Górce. Chyba wszyscy jej mieszkańcy dowiedzieli się o realizacji filmu. Nie sposób było tego nie zauważyć, zdjęcia były realizowane przez ponad tydzień w prawie każdym miejscu. Na filmie zobaczymy mniej lub bardziej znane zakątki tej magicznej przestrzeni. Niektóre są na tyle nieznane, że mogą zaskoczyć nawet mieszkających tu od lat. Niektóre są po prostu niedostępne, a dotarcie do innych niezbyt wygodne.
Dla mnie był to czas wielkiego eksperymentu – po każdym dniu pisałem relację podsumowującą. Z biegiem czasu pewne wydarzenia zatrą się w naszej świadomości i wówczas (mam nadzieję) te relację będą „strażnikiem” naszej pamięci o filmie „Po drugiej stronie bramy”. W moich relacjach chciałem nawiązać do nieistniejącej dziś metody relacji z planu filmowego, jakie były realizowane przed laty. Dzisiaj można je przeczytać jedynie w starych czasopismach filmowych – nikt dzisiaj już takich relacji nie pisze. Według mnie – szkoda.
Podziękowania
Przede wszystkim chciałbym podziękować Wojtkowi Ostrowskiemu, że pozwolił mi stać cały czas za swoimi plecami. Wymagało to od niego czasami dużej cierpliwości i zaufania. Mam nadzieję, że nie zdradziłem najważniejszych tajemnic i że widzowie dadzą się zaskoczyć filmem jaki stworzy Wojtek.
Drugą osobą, której chciałbym podziękować to Redaktorce Naczelnej portalu BiskupiuGorka.pl Krystynie Ejsmont – za odwagę i zaufanie. Na początku ja też nie wiedziałem jak to wyjdzie i czy w ogóle wyjdzie. Decyzja o pójście na taki żywioł była zapewne trudna. Mam nadzieję, że Pani Redaktor jej nie żałuje.
Trzecią osobą, której chcę podziękować to Krzysztof Baliński – spędziliśmy długie chwile na rozmowach, które pozwoliły mi lepiej zrozumieć jak przygotowywał się do roli i jak pracował w trakcie realizacji. Widziałem jak wiele wysiłku i koncentracji wkładał w swoją pracę i bardzo mnie to motywowało do dalszych zmagań (ze zmęczeniem własnym na przykład).
Poza tym chciałbym podziękować całej reszcie ekipy a zwłaszcza producentce Elżbiecie Jachlewskiej i Kierowniczce Planu – Monice Kwiatkowskiej. Podskórnie czułem ich wsparcie.
Wszystkim osobom poznanym w czasie produkcji filmu „Po drugiej stronie bramy” jeszcze raz dziękuję i życzę kolejnej realizacji filmowej na Biskupiej Górce (i nie tylko).
Marek Baran