Krystyna Ejsmont, Danuta Kozioł
BISKUPIA 29
Dom o adresie Biskupia 29 to jedna z najpiękniejszych i najbardziej okazałych kamienic na Biskupiej Górce. To budynek dziewięcioosiowy i czterokondygnacyjny z poddaszem. Wybudowany został na planie prostokąta, gdzie krótszy bok leży wzdłuż ulicy Na Stoku i jest czteroosiowy, o trzech ślepych oknach. Narożnik kamienicy między ulicami Na Stoku i Biskupią jest ścięty i ma trzykondygnacyjny wykusz, wsparty na konsolach nad nieużywanym wejściem do dawnego sklepu. Fasada od ulicy Biskupiej, przylegająca do następnego budynku numer 28, jest bogato ozdobiona: „Do budynku prowadzi portal z kamienną opaską, z trzema zwornikami i umieszczonymi po bokach rautami. Wieńczy go przerwany naczółek z umieszczonym wewnątrz kamiennym kartuszem, od którego odchodzą festony, zakończone kwiatami.
Na osi wejścia nad oknami umieszczono tympanon z głową wojownika, a nad trzecią kondygnacją tympanon w formie niszy muszlowej. Poniżej we fryzie znalazła się inskrypcja Fürchte Gott, thue recht, scheue Niemand. Wywodzi się on z książeczki o chrześcijańskich zasadach życia pastora Johanna Rittmeyera (Die christliche Lebensregel Nr. 55). Oś zakończona jest neobarokowym dwuosiowym szczytem. W naczółku umieszczono rok powstania budynku – 1891, a także kartusz z inicjałami właściciela, Johanna Gustava Schipanskiego. Po bokach spływów znajdowały się obeliski, z których pozostał tylko jeden. Poniżej woluty. Okna w centrum oraz osiach skrajnych drugiej i trzeciej kondygnacji obramowane zostały pilastrami z korynckimi głowicami, podtrzymującymi belkowanie. W przerywanym trójkątnym naczółku znalazły się maszkarony. Pozostałe otwory okienne drugiej i trzeciej kondygnacji ujęte zostały obramieniem z uszakami. Wszystkie okna ostatniego piętra zostały ujęte w opaski, ze zwornikami. Okap podtrzymują kamienne konsole. Parter budynku boniowany.” Ryszard Kopittke „Biskupia Góra – Architektura i Urbanistyka”, niepublikowana praca magisterska UG Wydz. Hist. 2016, str. 86-87.
HISTORIA
Na podstawie starych ksiąg adresowych Gdańska (dostępnych w formie zdygitalizowanej) prześledźmy, jak na przestrzeni lat zmieniali się właściciele tej parceli i tego domu.
Trzeba też wziąć pod uwagę, że do ok. 1885 r. parcela miała numery 47 i 48, a ulica nosiła nazwę Schwarzes Meer, potem do ok. 1915 r. miała adres Grosse Berggasse 16, a od 1916 do 1945 r. Bischofsberg 29.

1864-65 r. to najwcześniejsza księga adresowa, w której mamy wpisanego właściciela parceli 47 48, Johanna Richau, opisanego jako szynkarz (Schankwirt.). Pan Richau ma łącznie cztery nieruchomości, w których mieszkały od jednej do czterech rodzin, są to więc niewielkie domy, typowa dla tego okresu zabudowa przedmiejska. Nie wiemy, czy również pod tym adresem prowadził szynk.

1884 r. – pan Richau umiera, a majątek przejmuje wdowa po nim Juliane Richau z domu Kratzki. Jak wynika z wpisanego zawodu, również prowadzi szynk. Od 1885 r. ulica ma zmienioną nazwę na Grosse Berggasse i dom pani Richau uzyskuje numer 16. Ostatni raz figuruje on w księdze z 1890 r.

1890 r. – w tym roku parcelę od pani Richau odkupuje Gustaw Schipanski, kupiec i szynkarz, mieszkający do tej pory na Grosse Berggasse 8. On jest inwestorem nowej kamienicy, na której naczółku figuruje data budowy 1891 r.
Niestety brakuje w bibliotekach cyfrowych ksiąg adresowych Gdańska z lat 1891-1895. Na podstawie księgi z 1896 r. widzimy, jak zmieniła się ilość lokatorów i ich profil społeczny. U państwa Richau mieszkali robotnicy, wdowy i drobni rzemieślnicy, w kamienicy pana Schipanskiego – kupcy, sekretarz sądu rejonowego, muzyk, nauczyciele, urzędnicy, mistrz szewski i osoby wielu innych zawodów.

Pan Schipanski w 1897 r. zostaje rentierem i przenosi się do Sopotu, skąd do 1903 r. administruje swoją nieruchomością w Gdańsku.
1904 r. – nowym właścicielem kamienicy zostaje Moritz Giefebrecht, rentier mieszkający przy ulicy Petershagen an der Radaune 33 (obecnie w tym miejscu jest budynek o adresie Na Stoku 41). W księdze błędnie wpisano numer 35.

1905 r. – już rok później dom odkupuje Emil Habermann, rentier mieszkający przy Poggenpfuhl 2 (obecnie Żabi Kruk). W tym też roku pojawia się zapis numerów domów „16, 16a”. Sądząc po nazwiskach lokatorów numer 16a to nasza kamienica, a nr 16 to kamienica narożna (obecnie Biskupia 28).

Pan Habermann przeprowadza się do Wrzeszcza na Brunshofer Weg 10 (Waryńskiego). Potem na Kleine Berggasse 8 (od 1916 Am Berge, a po wojnie Górna). W 1916 r. adres kamienicy zmienia się na Bischofsberg 29 i taki jest do 1945 r. Kamienica nr 16 przybiera nr 28.
W 1905 r. Emil Habermann prowadził na Żabim Kruku handel rowerami.

Brakuje ksiąg z 1906 i 1908 r. W 1907 r. jest informacja o sklepie w naszej kamienicy, w 1909 już sklepu nie ma.

A więc przez około trzy lata mógł pan Habermann prowadzić sprzedaż rowerów na Biskupiej, bo na zdjęciu z planu do filmu „Walet Pikowy”, który kręcono na Biskupiej Górce w 1960 r., widać napis Fahrräder na wykuszu (obecnie zamalowany). Reklama sklepu mogła także znajdować się na fryzie nad parterem na fasadzie, bo spod farby przebija nieczytelny dziś napis.
W latach 1911 – 1929 jednym z lokatorów tej kamienicy był rektor szkoły podstawowej znajdującej się wówczas przy ulicy Schwarzes Meer 2 (obecnie nie istnieje, w tym miejscu przebiega Armii Krajowej) utrzymywanej przez Senat WMG, pan Theodor Both. W zbiorach Archiwum Społecznego Biskupiej Górki znajduje się świadectwo szkolne z 1914 r. podpisane przez pana Both`a.
1919 r. – nowym właścicielem kamienicy (a właściwie obu 28 i 29) zostaje Friedrich Wilhelm Krohm, mistrz krawiecki, mieszkający na Grosse Wollweberggasse 14 (obecnie Tkacka).


1923 r. – obie nieruchomość przechodzą na własność polskiej firmy handlowej z siedzibą w Polsce.


1925 r. – mamy doprecyzowaną firmę: Tannenbaum, Redel & Co., z siedzibą w Warszawie, a od 1926 r. firma ma przedstawicielstwo w Gdańsku na Brotbänkergasse 30 (ul. Chlebnicka); od 1928 na Ankerschmiedegasse (ul. Kotwiczników). Od 1933 r. przedstawicielem firmy jest Matriciani & Co. na Breitgasse 59 (Szeroka). W roku 1928 jeden z lokatorów Willi Stamer prowadzi sprzedaż ziemniaków, owoców i warzyw, oraz węgla i drewna. Najprawdopodobniej odbywało się to w piwnicy, do której wejście jest w przybudówce po lewej stronie fasady.


1934 r. – od tego roku obie nieruchomości przechodzą na własność firmy Actiebolaget. Vitamfors. ze Sztokholmu. Przedstawicielem na Gdańsk pozostaje firma Matriciani u. Co., a od 1935 r. Lebensverversicherungsanstalt Westpreussen na Dominikswall 1, czyli Zachodniopruskie Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie, budynek stojący w okolicy skrzyżowania Wałów Jagiellońskich i Huciska, obecnie nieistniejący.

1940-41 r. – w tej, jak również w ostatniej dostępnej księdze adresowej z 1942 r., jedynym właścicielem pozostaje powyższa firma ubezpieczeniowa.

HISTORIA POWOJENNA
Rodzina Fritschów
Powojenne dzieje kamienicy o adresie Biskupia 29 ściśle wiążą się z czasami przedwojennymi i historią Polonii Wolnego Miasta Gdańska.
W latach 1947–1958 przy ulicy Biskupiej 29 m. 6 mieszkała rodzina Ferdynanda i Elżbiety Fritschów z trójką dzieci: Urszulą, Janem i Krystyną. Ferdynand był Austriakiem, trenerem piłki nożnej. Urodził się 7 lipca 1898 r. we Wiedniu. Do 1922 r. grał w klubach austriackich. W czasie rozgrywek w Rumunii doznał kontuzji kolana. Tam został zoperowany. Pozostał w Rumunii jako trener, pierwotnie klubowy, a następnie reprezentacji Rumunii. W związku z napiętą sytuacją polityczną, po wygaśnięciu kontraktu, nie wrócił już do Austrii. W tym czasie propozycję złożył mu Klub Sportowy „Gedania” z Wolnego Miasta Gdańska i tu przyjechał w marcu 1938 r.
Elżbieta Majewska była jedną z dziesięciorga dzieci państwa Pauliny i Jana Majewskich, rodziny wielce zasłużonej w krzewieniu polskości na terenie WMG. W robotniczej niezamożnej dzielnicy, jaką były wówczas Siedlce, restauracja, sklep i ogród państwa Majewskich stanowiły enklawę polskości. Korzystając z życzliwości właścicieli, Polonia mogła swobodnie zbierać się, odbywać próby chóru „Harmonia”, dyskutować, uprawiać ćwiczenia gimnastyczne i oczywiście śpiewać. Śpiew towarzyszył im przy różnych okazjach – uroczystościach rodzinnych, religijnych, państwowych, majówkach itp. Częstymi gośćmi tego domu byli między innymi ks. Franciszek Rogaczewski i ks. Władysław Szymański. Wszystkie dzieci Majewskich zrzeszone były w różnego rodzaju organizacjach społecznych. Wiele z nich uprawiało sport w KS Gedania. Elżbieta Majewska chodziła do jednej klasy z Brunonem Zwarrą w Gimnazjum Polskim Macierzy Szkolnej. Ta przyjaźń z lat młodości zaowocowała małżeństwem Elżbiety z Ferdynandem i przyjaźnią rodzin Fritschów i Zwarrów aż do lat powojennych.
Rodzina Majewskich złożyła w czasie wojny ogromną ofiarę za swą działalność na rzecz polskości w WMG. Zamordowani w pierwszych dniach wojny w Gdańsku i w różnych obozach koncentracyjnych zostali ojciec i czterech synów.
Po tułaczce wojennej państwo Fritschowie wrócili w 1947 r. do Gdańska i zamieszkali na ulicy Biskupiej. Pan Ferdynand pracował jako trener piłki nożnej w klubach sportowych Gedania, Kolejarz Gdynia (obecnie Arka) i Lechia Gdańsk. Mieszkanie na Biskupiej było domem otwartym nie tylko dla przedwojennych znajomych, sportowców z klubów, ale i nowych sąsiadów z okolicy, przybyłych ze wschodniej i centralnej Polski.
Krewna państwa Fritschów tak opisuje mieszkanie i dom: „Budynek przy Biskupiej 29, gdzie zamieszkali państwo Fritschowie, był jednym z piękniejszych na tej ulicy. Posiadał, pamiętające dni świetności, rzeźbione drzwi wejściowe z misternie giętą kratą i witrażowymi szkłami. Sień wyłożona była mozaiką, a na piętro prowadziły kręte, dość wąskie schody. W suterenie budynku mieściły się magiel i sklep warzywniczy. Właścicielem był „Wąchal”, nazywany tak z racji okazałych wąsów. Nie znałam ani imienia, ani nazwiska tego pana. Mieszkanie państwa Fritschów było dość komfortowe – trzy pokoje w amfiladzie, w tym jeden pokój z wykuszem, spora kuchnia, długi przedpokój i toaleta. Z racji swego metrażu oraz dzięki gościnności jego właścicieli, często tam bywaliśmy.”
Wspomnienia o rodzinie Ferdynanda Fritscha i Elżbiety z domu Majewskiej spisała dla portalu biskupiagorka.pl ich krewna, Jolanta Sikorowska – Ferdynand Fritsch – gdański ślad.
Wspomnienia Zuzanny Laskowskiej z lat 1946-62
Nazywam się Zuzanna Laskowska z domu Pasek. W 1945 r. moi rodzice przyjechali do Gdańska z trójką dzieci z województwa krakowskiego. Jechaliśmy dwa dni. Moja siostra miała około ośmiu miesięcy, mój brat kaleka, miał cztery lata, ja około sześciu. Zamieszkaliśmy przy ulicy Na Stoku 38 mieszkania 10. Mam dokument taty z tamtego czasu, gdzie wpisana jest, nazwą nawiązująca do przedwojennych czasów, ulica Grenadierów.

Później, w 1946 r., dostaliśmy mieszkanie przy Biskupiej 29, mieszkania 3, po pani, która nazywała się Trznadel i miała syna Tadeusza. Tam mieszkaliśmy do 1962 r., bo miał być generalny remont tej kamienicy i moja mama się strasznie tego bała. Dostaliśmy mieszkanie na Elbląskiej.
W domu na Biskupiej były trzy pokoje. Taka była wówczas moda, że podłogę trzeba było raz w roku malować na bordowo. Później, w latach sześćdziesiątych już łatwiej było o jakieś chodniki, czy dywany. Trudno było też o firanki, więc w małym pokoju od strony podwórka, były zrobione z gazy aptecznej. Zasłony tata dostał z magazynów UNRA, które były gdzieś chyba w okolicach baraków przy Filharmonii Bałtyckiej. Toaleta to była taka komórka w przedpokoju. W domu był też piękny piec narożny.
W suterynie naszego domu był magiel, u pana Etmańskiego. Jedni mówili u Szwaba, inni u Niemca, bo bardzo słabo mówił po polsku. Pamiętam jego córkę, bardzo ładna kobieta. Wyjechała chyba do Niemiec. Na pograniczu tego magla i warzywniaka mieliśmy piwnicę. Bałam się tej piwnicy, stały tam dwie wielkie skrzynie z wiekami z metalowymi okuciami i w nich trzymaliśmy kartofle na zimę. Musiały być strasznie ciężkie, bo gdy przenosiliśmy się na Elbląską, to ich nie wzięliśmy. Ten magiel Etmańskiego to było coś okropnego. Jak mama mówiła, idziemy do magla, to była istna katorga. Dwie rzeczy były najgorsze – noszenie węgla do piwnicy i ten magiel. Bo pranie trzeba było wymaglować.
Na strychu wieszało się bieliznę do suszenia, a teraz są mieszkania. I kiedyś na tym strychu na samym końcu znalazłam kartony ze zdjęciami. Wzięłam z tego kartonu dwa zdjęcia. W tym jedno mam do dziś. Przedstawia dwóch panów w strojach kąpielowych i z tyłu jest podpis Heubudy (Stogi – przyp. red.) 1929 r.
Te drzwi w narożniku budynku to zawsze były zamknięte, nie przypominam sobie, żebym kiedyś widziała je otwarte. W moim domu na dole mieszkali państwo Mąkiewiczowie, oni byli z Wilna albo z wileńskiego, ich syn mieszkał tam chyba do swojej śmierci. Na pierwszym piętrze mieszkaliśmy my. Po drugiej stronie mieszkało dwóch panów Zielińskich. Jeden chyba był weterynarzem, czy coś miał wspólnego z weterynarią. Na drugim piętrze mieszkało małżeństwo Wójcików z córką Bożenką. Pan Wójcik bardzo wcześnie zmarł. I naprzeciwko mieszkała Ula Fritsch. To jest rodzina, o której myśmy wszyscy nie wiedzieli, że jest tak bardzo zasłużona dla Polonii Gdańskiej. Pani Fritsch nazywała się z domu Majewska – jest ulica braci Majewskich. Jeden brat był obrońcą Poczty Gdańskiej, drugi ksiądz Majewski, zginął w obozie, jest tablica pamiątkowa na domu harcerza, (jeszcze dwóch braci zginęło z rąk Niemców przyp. red.). Pan Fritsch był przed wojną trenerem piłki nożnej w KS Gedania. Już później Ula mi powiedziała, że oni wyjechali z Polski przed samą wojną i po wojnie wrócili do Gdańska. W 1952 czy 1953 r. wyjechali do Austrii, bo pan Fritsch był Austriakiem.
Wszyscy tu w okolicy należeliśmy do kościoła Chrystusa Króla, najbardziej pamiętam jasełka tam organizowane.
Pamiętam, że gdy na Biskupiej kręcili film „Walet Pikowy”, to nie pozwolili mieszkańcom wyglądać przez okna. Mój brat często przesiadywał w oknie od ulicy i mama kazała mu iść do małego pokoju od podwórka. Niedawno oglądałam ten film na YouTube i faktycznie zobaczyłam, że te okna od frontu są puste, ale było ujęcie z biegnącą grupą ludzi, pokazujące tył tego domu i tam widać postać w oknie – to na pewno był mój brat.
Pamiętam pana, który zapalał latarnie gazowe, a jedna z nich stała przy Biskupiej 29. Pamiętam zabawy na ulicach, do późnego wieczora. Zjazdy zimą na sankach z samej góry ulicy Biskupiej, aż do Raduni. Całodniowe pobyty latem na polanach na górze (okolice GOS-u przyp. red.) z rodzicami grającymi w karty i dzieciarnią grającą w piłkę, kamyki i inne gry i zabawy.
Żadnego innego mieszkania nie wspominam tak, jak tego na Biskupiej 29. Dlaczego? Bo tu było moje dzieciństwo i moja młodość. Wszyscy tu się znali i kolegowali, na tej Biskupiej, w tej okolicy to wszyscy się przyjaźnili i chodziliśmy do jednych szkół. To było najważniejsze. Od kilku lat przychodzę tu na spacery z wielkim sentymentem. Kiedyś jedna z mieszkanek wpuściła mnie do środka. Znów zobaczyłam holl wejściowy i kręconą klatkę schodową za następnymi drzwiami, ale bałam się wchodzić dalej. Chciałabym jeszcze raz móc wejść do dawnego mieszkania, zobaczyć jakie jest teraz, porównać z tym, które pamiętam.
Więcej wspomnień pani Zuzanny Laskowskiej, nie tylko o kamienicy Biskupia 29, można wysłuchać na kanale Stowarzyszenia Biskupia Górka na YouTube – cykl Opowieści z biskupiej Górki.
Sklep pana Etmańskiego

Pani Jolanta Sikorowska wspomniała powyżej o sklepie warzywniczym z maglem, prowadzonym przez „Wąchala”. Urzędowo sklep był zapisany na panią Józefę Etmańską, ale to jej mąż Maksymilian zapisał się w pamięci mieszkańców okolicy, zwłaszcza dzieciarni, która robiła mu czasem nieprzyjemne psikusy.

Wspomnienie o państwu Etmańskich – artykuł Sklep u Niemca na portalu biskupiagorka.pl.
Sklep pana Etmańskiego wspominają mieszkańcy Biskupiej Górki:
Lidia Dąbek:
„Dziad”, tak się mówiło na pana Etmańskiego, Niemca, który miał warzywniak i magiel w piwnicy przy Biskupiej 29, kaleczył język polski. Jego żona była bardzo sympatyczna, ale jemu, to jako dzieci, dokuczaliśmy.
Jak ja byłam „smród” i się leciało do Kowalkiego z kubkiem metalowym po 30 dag śmietany za 3,20 zł i po cukierki, bo ze słoi na sztuki Pan Kowalke dawał, to po drodze stał „Dziad” i wygrażał – pamiętam te jego suche ręce: – Wy chalery, jak do magla to tu, a po „śmientanę” to do Kowalkego? Nie będziesz maglował!” Tylko on wtedy magiel miał.
My też byliśmy cholery, jak to dzieci. Patrzyło się, czy on nie stoi w drzwiach, a gdy miał otwarte drzwi to się darliśmy do środka:
„Szwab, drab kurza noga
nie boi się Pana Boga,
ma na sobie cztery łatki
nie boi się Boskiej Matki”.
I szybko uciekaliśmy, bo już „Dziad” drapał się do góry po schodach…
Jadwiga:
Magiel był olbrzymi i chodził na wielkich drewnianych wałkach. Byłam od kręcenia takim wałkiem, ale że byłam wtedy dzieckiem, to trudno mi go było ruszyć. Płaciło się za czas, więc opiernicz od mamy dostawałam. Jak jeden wałek mama wysunęła, to trzeba było szybko nawinąć bieliznę i wtedy ta olbrzymia skrzynia musiała w powietrzu wisieć i nie daj Bóg, by spadła. To były dla mnie ciężkie chwile.
Dariusz Salamon:
Około 1970 r. odkupiliśmy sklep, który wcześniej prowadził Pan Etmański, tzn. moi rodzice odkupili od państwa Bychowskich, którzy wyjechali do RFN na stałe. W tamtych czasach kupowało się rzeczy należące do ADM czy UM, dzisiaj nazwalibyśmy to odstępnym – zapłaconym “po cichu”. Oni zajmowali mieszkanie na II piętrze w kamienicy, która stoi vis a vis sklepu spożywczego, dawniej zwanego Spółdzielnią. Pani Bychowska pomagała moim rodzicom w sklepie przy ul. Biskupiej 29. Wychowałem się w nim, można by rzec.
Magiel został zdemontowany, moi rodzicie uznali, że był zbyt mało dochodowy a zabierał sporo miejsca i uwagi. Rodzicie bardzo wzbogacili ofertę sklepu, nie był to już typowy warzywniak, były także ciastka, mleko, gumy balonowe – z kaczorem Donaldem – nowość, kosztowały 6 zł i były dostępne tylko u nas i na hali targowej. Sprzedawaliśmy np. także piwo po 3.50 zł, poj. 0.33, co było ewenementem w tamtych czasach. Trzeba było dodatkowo płacić pracownikom rozwożącym piwo, by dostawy docierały do naszego sklepu.
Przy wejściu, nanizane na gwóźdź wisiały cenniki z UM Gdańsk, wg tych cenników należało sprzedawać warzywa, owoce, jajka itp. Ceny były urzędowo regulowane i nikogo nie obchodziło za ile się kupiło towar. Listonosz przynosił cennik i trzeba było się dostosować, podobnie np. z urlopem – Wydział Handlu musiał wyrazić zgodę i podbić papier z informacją o urlopie, a kartkę należało nakleić na drzwiach sklepu. Co ciekawe, po latach okazało się, że kierowniczka w/w wydziału handlu jest ciotką i matką chrzestną mojej żony…:p , ale było to już x lat po sprzedaniu sklepu przez moją mamę.
ANONSE PRASOWE
Powojenni mieszkańcy kamienicy Biskupia 29 wiedli swoje gdańskie życie borykając się z problemami dnia codziennego. Mały jego wycinek możemy poznać na podstawie anonsów zamieszczanych w Dzienniku Bałtyckim. Ktoś chciał sprzedać szczeniaki owczarków niemieckich, ktoś inny chciał kupić kota angorę, ktoś sprzedawał części samochodowe a inny motocykl. Jedni lokatorzy szukali mieszkania na zamianę, a inni chcieli sprzedać meble – domyślamy się, że przedwojenne. Ktoś chciał sprzedać wózek, widocznie dziecko już wyrosło, a inny liczył na uczciwego znalazcę zagubionego prawa jazdy. I tak się toczyło życie codzienne…
FOTOGRAFIE KAMIENICY
WIDOK Z DACHU
Danuta Kozioł i Krystyna Ejsmont
Swoista „biografia” posesji i kamienicy opracowana została z wykorzystaniem strony „Momente im Danziger Werder…”, na której zgromadzono zasoby różnych bibliotek cyfrowych (dostępnych online) dotyczących Prus Zachodnich, ze szczególnym uwzględnieniem ksiąg adresowych Gdańska z XIX i XX wieku z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej. Nie zachowała się przedwojenna teczka.
Podziękowania też należą się też Ryszardowi Kopittke, z którego pracy magisterskiej “Biskupia Góra – Architektura i Urbanistyka” UG Wydz. Historyczny, 2016 r., możemy również czerpać wiedzę.
Historię kamienicy Na Stoku 7, 8, 9 opracowano w ramach projektu Stowarzyszenia Biskupia Gorka „Śladami Brunona Zwarry” dofinansowanego ze środków Miasta Gdańska.


