W Archiwum Społecznym Stowarzyszenia Biskupia Górka przybywa zdjęć i każde z nich może stać się inspiracją do snucia wspomnień. Fotografia Maksymiliana i Józefy Etmańskich zapewne wywoła ich wiele, bo swego czasu znała ich cała Biskupia Górka w Gdańsku. Przypomina o sklepiku, który przez wiele lat funkcjonował w piwnicy kamienicy przy ul. Biskupiej 29 oraz o jego właścicielach.
Warzywniak Etmańscy założyli przy ulicy Biskupiej tuż po zakończenia wojny, a prowadzili go do ok. 1970 r. Choć lokal znajdował się w centralnym miejscu Biskupiej Górki, to wąskie kręte schody prowadzące do podziemia, niewielka ilość światła dziennego w środku, zawilgocenie pomieszczenia oraz to, że właściciel nie znał dobrze polskiego, nie zachęcały do zakupów.
Później sklep prowadził ktoś inny, a jego syn tak wspomina to wnętrze: „Od strony ul. Na Stoku były dwa okna, chronione od zewnątrz kratami. Poniżej poziomu chodnika, już w sklepie, umieszczone były dwa okna normalnej, standardowej wielkości z szerokimi kamiennymi parapetami, swoim wierzchołkiem sięgały krat przy chodniku. Za nimi była przestrzeń na 60-80 cm. Od strony ul. Biskupiej także były dwa okna – bliźniacze do okien znajdujących się od strony ul. Na Stoku i tam także jedno z okien/krat było otwierane, by można było w nie włożyć już nie drewnianą rynnę, ale taki drewniany wynalazek, po którym do sklepu zjeżdżały skrzynki z piwem, oranżadą, beczki z kapustą czy ogórkami, a także wszystko to, co do zaopatrzenia sklepu było niezbędne. Mimo tych udogodnień, przeważnie wnoszono towar po krętych, wąskich schodach, a były to nie dzisiejsze worki 35-kilogramowe, ale po 50 i 100 kilogramów, beczki 100-litrowe”.
Te strome, wąskie schody musiały być też dużym utrudnieniem dla bardzo szczupłego i niemłodego Etmańskiego, a i dźwiganie ciężarów musiało odbić się na jego zdrowiu. Maksymilian Etmański urodził się pod koniec XIX wieku we Fredrichstadt, a zmarł w 1975 r. w swoim mieszkaniu na pobliskim Starym Chełmie. Pochowany jest na cmentarzu Salwator Nowy. Do końca życia nie nauczył się dobrze języka polskiego, choć – jak mówią jego sąsiedzi – przyznawał się do polskich korzeni.
Na Biskupiej Górce chodzono więc „do Niemca”, ale też do „Wąchala” albo „Dziada”. W prowadzeniu interesu nie pomogło też pojawienie się konkurencji – w latach 50. XX wieku, kilka kamienic dalej, otworzył sklep z warzywami, owocami i słodyczami Kowalke. Sytuacji nie zmienił też wstawiony do sklepu ogromny magiel, bo wkrótce można było maglować też w kilku innych miejscach na Biskupiej Górce.
– Bardzo rzadko szło się do Etmańskiego po zakupy, bo głównie chodziło się do Kowalkego, ale jak czegoś nie było, to wtedy się szło. Mnie to go było szkoda, bo on zawsze był smutny i zawsze prześladowany – w czasie wojny jako Polak, a i w czasie pokoju jako Niemiec – i on tak jakby nie wiedział, gdzie należy. To było dla niego chyba okropne. Ale on miał bardzo fajną córkę – wspomina jedna z mieszkanek ul. Biskupiej.
– Dziad, tak się mówiło na Etmańskiego – opowiada inna. – Jego żona była bardzo sympatyczna, ale jemu, jako dzieci, dokuczaliśmy. Jak byłam mała i się leciało z kubkiem metalowym do Kowalkego po 30 dag śmietany za 3,20 zł i po cukierki, bo ze słoi na sztuki Kowalke dawał, to po drodze stał Dziad i wygrażał. Pamiętam te jego suche ręce i słowa: Wy chalery, jak do magla to tu, a po śmientanę to do Kowalkego? Nie będziesz maglował! A wtedy tylko on miał magiel. My też byliśmy cholery, jak to dzieci. Patrzyło się, czy on nie stoi w drzwiach, a gdy miał otwarte drzwi, to się darliśmy do środka: Szwab, drab, kurza noga, nie boi się Pana Boga, ma na sobie cztery łatki, nie boi się Boskiej Matki. I szybko uciekaliśmy, bo już Dziad drapał się do góry po schodach – dodaje mieszkanka.
Niestety, nie ma żadnego zdjęcia wnętrza sklepu ani magla, który zapisał się w pamięci niektórych osób. – Magiel był olbrzymi i chodził na wielkich drewnianych wałkach. Byłam od kręcenia takim wałkiem, ale że byłam wtedy dzieckiem, to trudno mi go było ruszyć. Płaciło się za czas, więc opiernicz od mamy dostawałam. Jak jeden wałek mama wysunęła, to trzeba było szybko nawinąć bieliznę i wtedy ta olbrzymia skrzynia musiała w powietrzu wisieć i nie daj Bóg, by spadła. To były dla mnie ciężkie chwile – opowiada mieszkanka Biskupiej Górki. Po przejęciu sklepu Etmańskich, nowy właściciel zdemontował magiel, bo zajmował za dużo miejsca i nie przynosił odpowiedniego zysku.
Piwnica po sklepie w kamienicy przy ul. Biskupiej 29 od wielu lat stoi pusta, choć na krótko gościła w niej jedna z lokalnych organizacji pozarządowych. Wydaje się, że planowane w 2021 r. przez wspólnotę mieszkaniową wykonanie izolacji pionowej i poziomej budynku może dać jej drugie życie.
„Niech Bóg wybaczy nam psoty mu czynione, zwłaszcza kamienie spuszczane, zrzucane, turlane czy jak to nazwać, po krętych schodkach wiodących do sklepu” – napisał – już jako osoba dorosła – jeden z małych prześladowców sklepikarza. Szkoda, że pan Maksymilian nie może tego przeczytać.
Krystyna Ejsmont
Komentarz do “Sklep “u Niemca””
Widoczne wejście do sklepu było drewniane a zadaszenie pokryte papą i bez drzwi frontowych tzn bez drzwi z poziomu ulicy.
Magiel faktycznie był ogromny, ale rodzice natychmiast z nim się pożegnali, drugi funkcjonował w budynku przy Biskupiej 4 – obok sklepu Państwa Płatek a kolejny za kościołem Chrystusa Króla, zdarzyło mi się i tam targać pościel do magla…
Później z wybawieniem przyszła Pani Kargulowa, mieszkająca dwie klatki od sklepu a jedną od naszego mieszkania, pracowała w pralni AMG i i tam prała i maglowała naszą pościel.