,,Powiedz Zosiu, powiedz Tolu, gdzie tak miło, jak w przedszkolu. Bo przedszkole uczy, bawi nas, bo w przedszkolu miło płynie czas.’’
To fragment piosenki do słów Ludwika Wiszniewskiego, który zapisano w pamiątkowym kajeciku małej Krysi, absolwentki bardzo wyjątkowego przedszkola. Na przestrzeni lat powojennych powstało w Gdańsku wiele przedszkoli, ale zapewne niewiele z nich mogło poszczycić się tak wyjątkową historią, jak przedszkole ,,Słoneczko’’.
Znajdowało się ono w absolutnie wyjątkowym budynku, który ostatecznie po latach stał się ,,kwiatkiem do kożucha’’ centrum handlowego. Zapewne większość z czytających wie lub już się domyśla, że rozmawiamy o dawnym Domu Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety, który przez ostatnie 110 lat nieustannie nam towarzyszy pośród Targu Siennego. Schyłek XIX wieku, a konkretnie rok 1887 był początkiem pobytu sióstr Elżbietanek w Gdańsku. Zaproszone zostały przez zamożnego gdańskiego kupca i bardzo szybko zżyły się z lokalną społecznością. Nie zajęło im wiele czasu, aby odnaleźć swój własny, życiowy kącik, którym stały się ostatecznie dwa budynki pod adresem Heumarkt 5 (Targ Sienny). W budynku przednim, tzw. frontowym z właściwą sobie energią urządziły pensjonat dla niewielu ponad 20 gości, natomiast w głębi podwórza, w domu wybudowanym w 1907 r. siostry założyły dom dla matek pracujących oraz szkołę dla dzieci ubogich, a także żłobek i przedszkole. Dodatkowo pełniły posługę pielęgniarską wobec wiernych z parafii kościoła św. Józefa, do której przynależał Targ Sienny. W domu podwórzowym znajdowała się również kaplica publiczna p.w. Najświętszego Serca Jezusowego, poświęcona w 1909 r. Niezmienność sytuacji zmąciła dopiero II wojna światowa. Już kilka lat wcześniej, w czasie Wolnego Miasta Gdańska, dom elżbietanek stał się miejscem, gdzie wybrzmiewały narastające konflikty polsko-niemieckie, a ostatecznie w czasie wojny siostry zajmowały się wyłącznie chorymi i potrzebującymi.
Zakończenie wojny przyniosło koniec konfliktów zbrojnych, ale niekoniecznie spokój i wolność. Przede wszystkim pierwszą, pilną potrzebą była odbudowa zniszczonego domu w podwórzu i niestety rozbiórka domu frontowego, który był bardzo poważnie uszkodzony. Jednak były jeszcze inne problemy, o których wspomina kronika prowadzona przez siostry:
,,Od 1948 r. Urząd Spraw Wyznań w Gdańsku zaczął interesować się frekwencją dzieci w przedszkolu oraz gośćmi korzystającymi z noclegów w tut. domu. W 1951 r. Wojewódzka Komisja Lokalowa listem poleconym nakazała siostrom opuścić dom, a jako miejsce zamieszkania przydzielono mieszkanie u oo. Franciszkanów w Gdańsku. Jednak po rozprawie w sądzie uchylono decyzję i siostry pozostały. W 1961 r. władze miejskie zamieniły przedszkole ,,Caritas’’ na miejskie przedszkole bezwyznaniowe. Natychmiast zwolniono 4 siostry pracujące w przedszkolu. Kierownictwo objęła osoba świecka i zatrudniono personel świecki. Usiłowano również odebrać siostrom kuchnię i pomieszczenia na I-szym piętrze. Po usilnych staraniach Zgromadzenia sprawa ucichła. ‘’
fot. Dominika Ikonnikow
aaa
Mała Krysia, której pamiątkowy kajecik przeglądałam z zainteresowaniem to dziś działaczka społeczna, aktywistka z Biskupiej Górki. Wspomina, że w przedszkolu panowała serdeczna atmosfera, a przy domu był wydzielony piękny ogródek, który w jej sercu zawsze wzbudzał zachwyt. W albumie wśród zdjęć przeplatanych tekstami ówczesnych popularnych piosenek dla dzieci, jest i fotografia niezwykle sentymentalna. Na placu zabaw, obok budynku elżbietanek, na niewielkiej karuzeli siedzą roześmiane dzieci, ufnie patrzące w oko obiektywu, a za ich plecami przebłyskuje wśród krzewów sylwetka miasta.
fot. ze zbiorów Archiwum Społecznego Biskupiej Górki
aa
Równie ciepłe wspomnienia ma Urszula Kiedrowska (https://biskupiagorka.pl/wspomnienia-z-biskupiej/), która również uczęszczała do przedszkola sióstr elżbietanek, ale jeszcze przed wybuchem wojny. Pani Kiedrowska jest bowiem Gdańszczanką, urodzoną w 1935 r. Wolnym Mieście Gdańsku. Jest dawną mieszkanką Biskupiej Górki. Ze swojego pobytu w przedszkolu ma mgliste wspomnienia, ale zachowała niezwykłą fotografię. Oto na przedprożu budynku siedzą na schodach dzieciaczki, jedne zachmurzone, inne roześmiane lub zamyślone, z kokardami we włosach, a nad nim stoi jedna z elżbietanek, jeszcze z niemieckiego odłamu Zgromadzenia, wraz z prawdopodobnie pomocnicą. Wokół przedproża bujne krzaki róż. Tkwi w tym zdjęciu pewna zaduma, bowiem ich świat, jak wiemy, za chwilę się skończył bezpowrotnie.
fot. z albumu U. Kiedrowskiej, 1938 r.
aaa fot. z albumu U. Kiedrowskiej
Jednak do przedszkola po wojnie uczęszczały również córki Urszuli Kiedrowskiej – Bożenka i Elżunia. To właśnie o tym okresie opowiada przecudna historia o miłości córki do matki, którą usłyszałam od pani Kiedrowskiej. Oddajmy głos pani Urszuli:
,,Raz w tygodniu, w poniedziałek, dzieci obowiązkowo brały udział w mszy, która odbywała się w kaplicy p.w. Najświętszego Serca Jezusowego. Kiedy moje córeczki poszły do przedszkola to Bożenka już skończyła 3 latka, a Elżunia miała 4,5. Był rok 1960. Nie miałam zbyt wiele czasu dla nich, pracowałam, zatem one dużo czasu spędzały w przedszkolu. Pewnego dnia przyszłam je odebrać, był to akurat poniedziałek, a Bożenka pełna ekscytacji woła do mnie: – mamo, mamo! Patrzę, a ona zdejmuje kapeć i wyjmuje taki spłaszczony cukierek, zupełnie płaski. Musiała cały dzień chodzić z tym cukierkiem pod stópką. Podaje mi go i mówi: – to dla mamy. Księżyc mi dał. Ona jeszcze wtedy nie mówiła bardzo dobrze po polsku, a oczywiście księżyc to był ksiądz, który częstował dzieci po mszy cukierkami.’’
aaa fot. z albumu U. Kiedrowskiej
Urszula Kiedrowska zachowała w sobie niezwykłą wrażliwość, jej wspomnienia pełne są wzruszeń, malowniczych obrazów dawnego Gdańska. Gdy opowiadała o sytuacji w przedszkolu, śmiała się radośnie z błyskiem w oczach, jak gdyby było to zaledwie wczoraj.
I mnie zdaje się, że zaledwie wczoraj byłam w dawnym domu sióstr elżbietanek, który mogłam zwiedzić w przeddzień ich wyprowadzki, dzięki uprzejmości ostatniej dyrektorki przedszkola, siostry Elżbiety Cyry. A przecież było to już 5 lat temu. W 2014 r. Zgromadzenie dom sprzedało, a siostry przeprowadziły się do Oliwy. Ich misja, historia i dokonania musiały ustąpić wobec rozpoczęcia budowy centrum handlowego. A szkoda. Bo dziś budynek stoi samotny, opuszczony, pośród szkła i metalu, a w jego smutnych oknach próżno szukać śmiechu roześmianych dzieci z dawnej ochronki.
Dominika Ikonnikow
4 komentarze “Pamiątka z przedszkola”
Cudowne było to miejsce cieszę się że moje dzieci mogły być choć przez chwilkę przedszkolakami u tak cudownych sióstr. Siostra dyrektor i siostra Paula anioły które można poznać na ziemi prawdziwe Dary od Boga.
Też uczęszczałam do tego przedszkola w latach około 1965, 66.
Dominiki!Cudna historia i dotyczy wielu osób z BG.Moje dziecko też chodziło do tego przedszkola w 1980r jako trzylatek.Szkoda,że ten śliczny budynek stoi taki samotny
Ja w latach 1965-67.