Paweł jest pianistą. Pracuje jako akompaniator w Ogólnokształcącej Szkole Baletowej W Gdańsku. Gra też w zespole QuartetoReTango. Usłyszeć go można również na licznych koncertach z wieloma trójmiejskimi śpiewakami. Ja (Ola) aktualnie realizuję swoje muzyczne pasje jako dyrygentka Chóru Incontro oraz wokalistka w Cappelli Gedanensis. Marianna uczy się gry na fortepianie i harfie, Felicja na wiolonczeli, Antosia gra na flecie prostym, a w tym roku rozpocznie naukę gry na oboju. Najmłodsza, Aurelka, na razie dopinguje i chłonie muzykę.
Cudne zdjęcie. Ogródek istniał nie pamiętam do kiedy, ale w lecie płotek porośnięty był kwitnącą fasolą i groszkiem pachnącym. Tam gdzie ten chłopak stoi, to obramowanie jakiegoś rodzinnego grobowca. Było w obrysie kwadratu w stronę ulicy, jak byłam całkiem mała to były jeszcze resztki metalowego niskiego ogrodzenia. Z tej górki zaczynającej się przy jezdni na wysokości numeru Na Stoku 12d zjeżdżało się aż do samego mostka nad kanałem Raduni, albo jak ktoś się rozpędził to i do samej ulicy Jedności Robotniczej. Między tym grobowcem a pierwszymi lipami widać malutki placyk. To w lecie było miejsce dla dziewczynek, były tam narysowane klasy i tzw. chłopek oraz miejsce na skakanie przez sznurek, gumy ja osobiście nie znałam. Pojawiły się troszkę później. Pod murem kamienicy przy ulicy jakiś czas był śmietnik, ale taki bez pojemników. Po śmieci przyjeżdżała furmanka, to początek lat 50-tych, potem przenieśli śmietnik za ścieżkę przy tym ogródku i ściana służyła nam do gry w piłkę.
Barbara SzymańskaMieliśmy Na Stoku górkę przed szkołą, wzdłuż jej płotu i całe pokolenia tam jeździły na czym się dało. Ogrodzili płotem teren przyległy do sąsiedniego budynku i już nie ma górki…Nikt, jak wówczas, nie nosi wiadrami wody z sąsiednich piwnic wieczorową porą, by powstał lód, od samego chodnika aż do połowy góry. Nikt już tam na butach, łyżwach, sankach, katajkach ani na niczym innym nie zjedzie, a zjeżdżało się nawet pod, albo nawet i na sam mostek biegnący nad Starą Radunią…Miło było późnym wieczorem wyciągnąć się na sankach pośród drzew na starym cmentarzu i patrzeć w gwiazdy pośród ciszy, niemal w centrum miasta. Przeszłość nie wróci, tak samo jak nie wrócą tamte grube płaty śniegu oblepiające drewniane okna, przez które dzieci oglądały zimowe scenki z rówieśnikami, czekając z dziecięcą niecierpliwością aż wyschną wiszące przy piecu spodnie, jedyne jakie posiadały. Tylko czy dzisiejsze pełne szafy są w stanie zastąpić dawniejszą górkę zimową porą?
Dariusz Salamon