Święto Zmarłych. Dzień skłaniający do refleksji. Każdego roku miliony ludzi pochyla się z zadumą, aby wspomnieć tych, którzy odeszli i rozważyć delikatną granice pomiędzy życiem i śmiercią. W Gdańsku, mieście, które jest jak niektórzy mawiają jednym wielkim cmentarzem, nastrój 1 listopada jest szczególnie głęboki.
Oprócz kilku czynnych nekropolii, kilku upamiętnionych choć nieistniejących, są i te, które zapomniane, pominięte są także gdańskimi pomnikami pamięci tych, których już nie ma między nami. Takim jest właśnie dawny cmentarz Biskupiej Górki – Saint Salvator, czyli nieistniejąca nekropolia św. Zbawiciela przy ul. Na Stoku.
Oprócz garstki fascynatów naszej gdańskiej historii, mało osób wie, jak szczególne jest to miejsce. Jak bardzo nierozerwalnie związane z Biskupią Górką, a i z Gdańskiem. Po II wojnie światowej teren cmentarza, gdzie wciąż stały resztki grobowców pamięci, zniwelowano, nie ekshumując jednak do końca grobów. Pochowanych zostało tam wiele osób szczególnie zasłużonych dla naszego miasta, jak: Wilhelm Stryjowski (1843-1917), Clara Baedeker (1857-1938), Jacob Kabrun (1759-1814), Krzysztof Celestyn Mrongowiusz (1764-1855) czy bardziej zwyczajni, anonimowi, jak Marie Sendler (1861-1939). Nekropolia przez około 400 lat była miejscem pochówku wiernych należących do parafii kościołów św. Zbawiciela, św. Jana, Najświętszej Marii Panny i św. Katarzyny, a także menonitów z pobliskiego dawnego zboru menonickiego.
Dziś, aby dostrzec zarys dawnego cmentarza, należy wejść pomiędzy aleje drzew, które są jedynym wspomnieniem po dawnej nekropolii. Na jej terenie jest obecnie boisko i szkoła podstawowa wybudowana w latach 60. XX w. Zaiste, godne to upamiętnienie zmarłych – latorośle wśród doczesnych szczątków tych, co odeszli, poznają smak zabawy i wiedzę o życiu. Jedynym znakiem, który przypomina dawny cmentarz jest tabliczka z nazwiskiem J. Kabruna zawieszona na ogrodzeniu boiska przez Krzysztofa Polkowskiego, Jacka Kornackiego i Jacka Zdybla. To właśnie pod nią każdego roku zapalane są nieliczne światełka pamięci.
Clara Baedeker w swoim wspomnieniu o mężu Wilhelmie Stryjowskim pisała, że pragnął być pochowany tam, gdzie nieodległe, strzeliste wieżyczki kościoła św. Trójcy będą go witać każdego dnia. Dziś, gdy wieczorem rozbłysną ogniki listopadowej refleksji w wielu miejscach pamięci, warto wybrać się na jesienny spacer tam, gdzie spoczywają dawni gdańszczanie i gdańszczanki, którzy ukochali to miasto tak mocno, że zostali w nim na wieczność. Wspomnieć ich chwilą zadumy i zapalonym zniczem, bowiem dzięki nim Gdańsk jest niezmiennie miejscem magicznym i szczególnym.
Dominika Ikonnikow