Ulica Salwator

Ulica Salvator

Zmierzchało się, biły wieczorne dzwony, a nad miastem wolno osiadała zimowa mgła. Z okna było jeszcze widać strzeliste wieżyczki kościoła św. Trójcy, ale mury Głównego Miasta ukryły się już sennie za białą zasłoną. Clara westchnęła i przymknęła oczy. Ostry zapach mroźnego powietrza, przesiąknięty zapachem dymu z kominów pobudzał zmysły. Zmrożone trawy pobliskiego bastionu św. Gertrudy nie dawały nadziei na nadejście wiosny. Jednak to nie wiosny Clara pragnęła teraz, ale ukojenia wzburzonych, załamanych uczuć. Jeszcze kilka tygodni wcześniej była tak szczęśliwa w Essen. Nadszarpnięte zdrowie Wilhelma wydawało się stabilizować , gdy niespodziewanie opadł z sił. Będąc jeszcze świadomym pytał o Ewę i jego ukochany Gdańsk. Potem jego niebieskie oczy ciepło jeszcze raz spojrzały na Clarę, a usta wyszeptały cicho, ale wyraźnie: – byłaś Najwspanialszym, co mnie w życiu spotkało “. I miękko zasnął z uśmiechem szczęścia w chwili śmierci.

Leżał na łóżku z wieńcem laurowym dookoła skroni, z gałązka lauru w dłoniach. Clara wraz z Ewą przywiozły go do domu, do Gdańska, w największe mrozy w lutym 1917 roku. Trumnę z dębu wykonał pewien stary stolarz, którego Wilhelm bardzo lubił. Wieniec laurowy zamarzł w trakcie drogi i wyglądał jakby był z brązu. Gdańsk sprawił mu należną ceremonię w klasztorze. Drzwi do kościoła św. Trójcy, w którym on i Clara składali sobie słowa przysięgi, stały otwarte, a organy brzmiały nad jego trumną. Chorągiewki smutno tańczyły na wietrze, a fasady kościoła i klasztoru spoglądały niewzruszone, jak w godzinie jego narodzin.

Nagły dreszcz wzdrygnął drobnym ciałem Clary. Przebudzona ze wspomnień, usłyszała rytmiczne, choć delikatne i ciche uderzanie kropli o granitowy zlew. Wciąż zamyślona, zaczęła wsłuchiwać się w rytm kapiącej wody: …u l i c a S a l v a t o r …u l i c a S a l v a t o r …- nie, to niemożliwe, pomyślała. Choć ulica znajdowała się niedaleko, o tej porze nie była zbyt uczęszczana, a i oświetlenie było zbyt skąpe. Zdecydowanie zamknęła okno, aż zapiszczały mosiężne gałki. Poszła do pokoju Ewy. Córka spała skulona, okryta kocem, który Wilhelm kupił od flisaków, gdy jeszcze chodził do ich obozów nad Wisłą, aby uwieczniać ich na płótnie. To było przecież tak niedawno, a dziś zdaje się być odległym, ulotnym wspomnieniem. Clara ukryła twarz w dłoniach. Po chwili spojrzała jeszcze raz czujnie na Ewę, ale ta tchnęła spokojem snu. Zdmuchnęła tlący się płomień lampy naftowej i cicho zamknęła za sobą drzwi pokoju.

Szukając ukojenia, usiadła w alkowie, przy kołowrotku, który dostała od Wilhelma kilka tygodni po ich ślubie. Ileż to lat, próbowała odszukać w myśli naprędce. Nie mogła skupić się na datach. Ach, tak, wtedy odwiedził nas Tarnowski. Przyjechał prosto z Warszawy, chcąc odwiedzić słynny dom gdańskiego malarza- mały dworek, tak nazwał go w spisanych wspomnieniach. To było chyba…w 1879? Nie, nie, Clara beształa się w myślach, wszak Ewa urodziła się rok później, a przecież Wilhelm szczęśliwy wznosił z Tarnowskim toasty za długo oczekiwane dziecko. To musiał już być rok 1881, gdy Ewa zaczęła stawiać pierwsze, nieporadne kroczki.

– U l i c a S a l v a t o r…u l i c a S a l v a t o r… znowu poprzez ciszę dało się posłyszeć pukanie kropel. Tym razem Clara nie opierała się, ale poczęła wsłuchiwać się w rytmiczne kapanie.

– Ulica Salvator, pomyślała ze spokojem, przecież nie jest daleko, a i Wilhelm tam jest, uśmiechnęła się smutno. Już bez zastanowienia, narzuciła na biedermeierowską suknię podszyte futrem palto z kapturkiem. Lubiła tę suknię, choć nie była już w modzie, ale o tę przecież Clara nie dbała. Suknia była pamiątką po matce Wilhelma i przypominała szczęśliwe czasy w ich rodzinnym ,,dworku’’ nad Radunią. Spojrzała jeszcze przed wyjściem na ścienny zegar. Wskazówki zbliżały się północy. – Czy to rozsądne, pomyślała, ale stłumiła obawy, wszak szła do Wilhelma. Latarnie gazowe oświetlały nieznacznie ulicę. Mgła przeszła w nocną szadź, dodając strojności starym kamienicom. Za poterną droga wznosiła się lekko w górę, Clara ostrożnie stawiała kroki, aby nie upaść na śliskim bruku. W zaułkach połyskiwały, rozjaśnione śniegiem cienie, szepcząc między sobą o tych, którzy żyli tu wcześniej. Za zdobnym ogrodzeniem, niepodziewanie po prawej wyłaniała się mała uliczka Salvator. Clara nie wahała się, skręciła, niknąc w gęstym mroku. Po chwili jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Znała drogę, wyrysowała ją smutnymi liniami w swym sercu. To tu, pośród starych nagrobków, alejek, których granice wyznaczały wiekowe drzewa, jest teraz Wilhelm. I ona, pewnego dnia, dołączy tu do niego w wiecznym uścisku. Westchnęła gwałtownie, czując gorącą, zabłąkaną łzę na policzku.

Wilhelm Stryowski, 1834-1917….nie, nie! Clara zaszlochała, nie mając sił wobec nagłej fali rozpaczy, która nią targnęła. Przecząco i z uporem kręciła głową, zestawiając ze smutkiem wspomnienia ich dawnych wędrówek po Gdańsku. Kto dziś jeszcze pamięta uliczki Gdańska z tamtych czasów; kamieniczki, na których powiewały chorągiewki, wspaniałe schody z bawiącymi się nań dziećmi, ścieżki na zielonych wałach, ciche place przy kościołach, młyn i dom młynarza, Dom Dobroczynności ? Na ulicy Długiej nie było jeszcze żadnego sklepu, żadnych reklam, jeden dom piękniejszy od drugiego. Przy fontannie Neptuna wisiały kolorowe wieńce i stały kwitnące rośliny, siedziały kobiety z pysznymi warzywami i owocami z Oruni Dolnej , z rybami i rakami. Na długim moście stali tragarze zbóż i czekali na pracę, a pełne spichlerze spoglądały ponad Motławę. Były jeszcze małe sklepiki, z sieciami, tabaką, bursztynem i wszystkim, czego potrzebowali ludzie morza.

Nagły szelest przywrócił ją rzeczywistości. Rozejrzała się wokół. – Muszę wracać do Ewy, pomyślała, przepraszam Wilhelmie, zawsze będę przy tobie.

Clara Baedeker umarła rok przed wybuchem II wojny światowej. Została pochowana na cmentarzu Zbawiciela, obok męża i ich córki Ewy.

Ilekroć znajdziemy się w okolicach dawnego cmentarza na Biskupiej Górce przy ulicy Salwator, wspomnijmy wyjątkową kobietę, uzdolnioną doktor medycyny- Clarę Stryowską- Baedeker, przywołując w myśli słowa, którymi żegnała ona swego męża:

Ostatnie ciepłe Ciebie wspomnienie/ otuliło me ciche schronienie/ fiołki znów zapachniały jak tamtego dnia/ gdy nasza córka przyszła na świat/ stary zegar opuścił wskazówki zmęczony/ wybijać godziny zaprzestały dzwony…[tłum. autorka]

Tekst: Dominika Ikonnikow

Tekst oparto ma wspomnieniach Clary Stryowskiej- Baedeker oraz wspomnieniach Stanisława Tarnowskiego, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, historyka literatury.

Fotografie współczesne : Dominika Ikonnikow

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Skip to content