Klub Victoria

Zdzisław:

1975-1978

Miałem wtedy ok. 15 lat. Nie wiedzieliśmy z kolegami co z sobą zrobić, byliśmy silnymi chłopakami, rozpierała nas energia, robiliśmy sobie „kluby” pod mostem, po parkach, na drzewach, ale to nam nie wystarczało. Wśród nas było dwóch braci, których ojciec pracował w milicji, nazywał się Pilch. On został naszym opiekunem środowiskowym. Dowiedzieliśmy się, że pod budynkiem przy ul. Biskupiej 30 (od strony podwórka) jest wolna piwnica. Pilch pomógł nam uzyskać zgodę z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej na zrobienie tam klubu dla młodzieży. I zaczęła się praca. Wyciągnęliśmy stamtąd 4-5 Multicarów ziemi, piachu, gruzu i śmieci. Prawdopodobnie PGM nam pomagał, bo mieszkali na ul. Biskupiej też starsi chłopcy, którzy w PGM-ie pracowali. Przy remoncie pracowało z piętnastu chłopaków z ul. Biskupiej i z ul. Na Stoku. Smarkaczy nie dopuszczaliśmy (11-13 lat), hierarchia musiała być zachowana – granice te stały się płynne, gdy powstał klub, bo wszyscy do niego przychodzili. Początek jednak był bardzo ciężki, chodziło o pieniądze na remont i wyposażenie klubu. Skądś jednak ten cement, wapno i cegły się brały, nie wiem skąd. Pomagali nam też starsi bracia niektórych kolegów, już pracujący. Mogliśmy więc pomalować ściany jak chcieliśmy czyli w bardzo żywe kolory – czerwony, niebieski, a uzdolniony plastycznie kolega Marek namalował nam na całej ścianie ogromną pięść.

Zaczęliśmy robić dyskoteki, praktycznie co piątek, sobota i niedziela.

Dyskoteki przeszkadzały niektórym sąsiadom – jeżeli była do 22.00, to było wszystko w porządku, ale jeżeli dłużej, to przychodzili i prosili żeby być ciszej. Nie wzywali jednak milicji. Przeważnie starsze osoby przychodziły.

Klub był dla nas bardzo ważny. Przestaliśmy stać po bramach, a zaczęliśmy spotykać się w klubie. Pilch nam pomagał, bronił przed starszymi, którzy chcieli się tam bawić bez naszej wiedzy. Czuliśmy się więc właścicielami i czuliśmy się bezpiecznie. Za moich czasów, na początku w klubie nie było alkoholu, piło się na zewnątrz. Postawiono nam taki warunek, że jeżeli będzie alkohol, to zabiorą nam klub. Nie czuliśmy się też kontrolowani, chociaż rodzice przychodzili do klubu po swoje dzieci, a od czasu do czasu zapraszaliśmy ich, żeby zobaczyli, że spędzamy w klubie bezpiecznie czas, a nie łazimy po mieście. Gdy mieliśmy 17-18 lat to często i w dzień spotykaliśmy się w klubie, na wagarach. Klucze do klubu były w jednym miejscu, u „stróża klubu”. To był starszy o 3-4 lata brat jednego z kolegów. On bardzo się angażował w remont klubu i opiekę nad nami.

Zdarzały się bójki, wiadomo, ludzie mieli po 18-19 lat, uciekli spod skrzydeł rodziców. Zaczęliśmy w klubie też popijać wino (wódki się raczej nie piło), grało się w karty. Po jakimś czasie zrobiliśmy w wolnej piwnicy obok siłownię. Nanieśliśmy luster, zrobiliśmy sami sztangi, mój ojciec był spawaczem, to nam pomógł je zrobić. Ktoś przyniósł duże puszki po konserwowanych ogórkach, zalaliśmy je betonem i powstały ciężarki – takie to były nasze początki kulturystyki. To były czasy, że nagminnie w piwnicach młodzi ludzie robili sobie siłownie. Potem chodzili tacy „ludzie-tury” – to było w modzie. Część chłopaków się szybko zniechęciła, ale 5-6, między innymi i ja, trenowało systematycznie w każdy piątek i sobotę przez co najmniej dwa lata. Ćwiczyliśmy głównie po to, by podobać się dziewczynom – Gdańsk to miasto plaży. Kto był ładnie opalony i dobrze zbudowany, to wyjeżdżał z plaży z panienką. Dziewczyny? Na początku, gdy zajmowaliśmy się remontem nie było ich wśród nas, ale później tak, były w klubie.

W 1978 r. poszedłem do wojska, więc nie wiem co dalej działo się w klubie, bo zamieszkałem już w innym mieście.

Dariusz:

Klub znajdował się przy ul. Salwator, wejście do pierwszego korytarza było zaraz obok zejścia ze schodów wiodących od ul. Na Stoku. Na lewo. Następnie schodami drewnianymi schodziło się w dół, krótki korytarzyk i wejście po prawej do Klubu. W pobliżu była także, oddzielona korytarzem piwnicznym, urządzona sala ćwiczeń tzw. siłownia.

Klub nazywał się „Victoria” i funkcjonował z przerwami przez wiele lat, wykonany i zarządzany był całkowicie społecznie przez młodzież, bez oficjalnych zezwoleń urzędowych. Na dyskoteki i nie tylko na dyskoteki przybywała tam młodzież z całego Gdańska.

Klub funkcjonował jak prawdziwy lokal, często ludzie, którzy trafili tam pierwszy raz byli przekonani, że to “normalny” lokal i zachwycali się jego wyglądem.

Posiadał on bar z ladą barową, salę taneczną, loże, duży prawdziwy kominek, oczywiście wc i właściwe oświetlenie.

Skip to content