Kwietnik nie śmietnik. Coraz piękniejsza rewolucja i pierwsza runda oddolnej walki z rdestowcem

Artykuł aktualizowany. Jeśli już go czytałeś/czytałaś i chcesz sprawdzić, co nowego, od razu zjedź na dół strony i przeczytaj ostatni rozdział.


Bez zezwoleń, bez projektu i niemalże bez pieniędzy.
Oddolnie, spontanicznie, amatorsko.
Wspólnymi siłami, w coraz większym gronie.

Tak powstaje społeczny kwietnik przy śmietniku obok kamienicy Biskupia 25 – w miejscu, gdzie przez wiele lat walały się ogromne ilości śmieci:

 

Historia tego kwietnika jest niesamowita i zaskakuje nawet osoby, które zainicjowały te działania. Nikt nie spodziewał się takiego efektu i takiego bezinteresownego wsparcia tylu wspaniałych mieszkańców Biskupiej Górki!

 

Rozdział I. Bądź dobry i nie śmieć tu

Jak już pisaliśmy, zaczęło się w kwietniu, gdy jedna z mieszkanek, Emilia Lebiedź, posprzątała ten bałagan, powiesiła na płocie tabliczkę z napisem „Bądź dobry i nie śmieć tu”, posadziła kilka kwiatków i dodała mały ozdobny płotek. Niektórzy pesymistycznie zakładali, że ta wspaniała inicjatywa skończy się porażką. Tymczasem nie tylko problem zaśmiecania został rozwiązany, ale też ktoś dosadził kolejne kwiaty, a potem ktoś inny – kolejne kwiaty!

 

Mało tego, ktoś posadził też… pomidora! Pomidorki koktajlowe dojrzały, a my do dziś nie wiemy, kto je posadził…

 

Rozdział II. Śmietnikowa rewolucja

W maju wraz z Emilią i paroma innymi mieszkańcami osiedla „zawiązałyśmy grupę nieformalną” pod nazwą „Śmietnikowa rewolucja” i złożyłyśmy wniosek na minigrant w Gdańskim Funduszu Sąsiedzkim. Otrzymałyśmy 1000 zł, czyli maksymalną kwotę dofinansowania dla grup nieformalnych w tym funduszu, która wystarczyła na ozdobny płotek (ten pierwszy był prowizoryczny) oraz trochę ziemi (ta poprzednia była wyjałowiona) i kory sosnowej (mającej zapobiegać wysychaniu posadzonych roślin, utrudniać rozwój chwastów i pełnić funkcje ozdobne).

Cała reszta powstała w czynie społecznym.

Dzięki wsparciu innych mieszkańców naszego osiedla – m.in. członkiń stowarzyszenia Biskupia Górka – 10 lipca zorganizowałyśmy akcję „Kwietnik nie śmietnik”.

Wzięło w niej udział 16 osób w różnym wieku (dzieci, młodzież, dorośli i seniorzy), w tym 14 mieszkańców Biskupiej Górki. Wsparła nas również architektka krajobrazu Joanna Paniec ze stowarzyszenia PromKultura, które prowadzi na naszym osiedlu projekt „Zielona Biskupia Górka”.

Przekopaliśmy jałową, twardą ziemię, której część zastąpiliśmy zakupioną żyzną ziemią, a następnie posadziliśmy ozdobne rośliny podarowane – dzięki Krystynie Ejsmont, prezesce stowarzyszenia Biskupia Górka – przez mieszkańców kamienicy Biskupia 15 (bardzo dużą hortensję, irgę, rozchodnika, bez, dwa gatunki trzmieliny i tojeść), a także kilka roślin, które zostały posadzone tutaj już wcześniej (bratki, aksamitki i oczywiście pomidora!), przysypaliśmy ziemię korą sosnową i postawiliśmy mały ozdobny płotek.

Postawiliśmy też ławkę! Nie planowaliśmy tego, ale jedna z mieszkanek podarowała ławkę, która została postawiona pod ścianą kamienicy.

Ponadto usunęliśmy rdestowca japońskiego – nie tylko z terenu kwietnika (jak pierwotnie planowaliśmy), ale również spore stanowisko tej inwazyjnej rośliny znajdujące się za płotem (i przechodzące na teren naszego ogródka). Poza tym przykleiliśmy na śmietniku kartkę z prośbą, żeby śmieci wielkogabarytowe wyrzucać po drugiej stronie śmietnika, i informacją o darmowym odbiorze elektrośmieci.

Pogoda sprzyjała kwietnikowi (przez prawie cały lipiec lało…), więc większość roślin się przyjęła.

I to już był wielki sukces, a okazało się, że to dopiero początek!

 

Rozdział III. Z zaczarowanego ogrodu

Następnie do inicjatywy dołączyli państwo Niedźwieccy ze znanego wszystkim na osiedlu „zaczarowanego ogrodu” (na zakręcie ulicy Biskupiej, pomiędzy kamienicami przy Na Stoku 10 a Biskupia 11). Pod koniec sierpnia przekazali oni (i własnoręcznie wsadzili!) do naszego społecznego ogródka mnóstwo sadzonek roślin, m.in. turzyce, bergenie, hortensję, rudbekie (nieinwazyjne!), aksamitki i… kosmos. Naprawdę mamy w kwietniku roślinę o takiej nazwie – to te piękne wysokie różowe kwiaty, które rosną przy tabliczce pod płotem.

Danuta Kozioł ze stowarzyszenia Biskupia Górka dokupiła ziemię dla tych roślin, a w dniu prowadzenia prac ogrodniczych – w nieco mniejszym niż poprzednio gronie (ze względu na trudności z dostosowaniem terminu) – do naszej „śmietnikowej rewolucji” dołączyli kolejni mieszkańcy, którzy m.in. pożyczyli konewki i nosili wodę.

Tak to wyglądało pod koniec sierpnia, tuż po dosadzeniu roślin z zaczarowanego ogrodu (w międzyczasie Emilia posadziła jeszcze mieczyki):

 

Rozdział IV. Pozdrowienia z Zaroślaka

We wrześniu kolejni mieszkańcy naszego osiedla (którzy chcą zachować anonimowość) postanowili wesprzeć naszą inicjatywę i podarowali kompost i kolejne rośliny ozdobne (wyłącznie rodzime: ostnicę włosowatą, dziewannę pospolitą i krwawnika pospolitego). Co ciekawe, na samym początku „śmietnikowej rewolucji” podarowali nam oni nasiona roślin rodzimych, zostawiając je w woreczku na ziemi, obok pierwszych posadzonych tutaj kwiatków, wraz z pozdrowieniami z Zaroślaka. Ktoś przywłaszczył sobie jednak ten woreczek, być może wiedząc, jak cenne są takie nasiona. Miejmy nadzieję, że wysiał je gdzieś indziej, a przeznaczone do naszego kwietnika rośliny rodzime wzbogacają bioróżnorodność w innym miejscu.

Nasz społeczny ogródek na początku października wyglądał natomiast tak:

Po tych ostatnich, wrześniowych pracach rozmawialiśmy o obcych i rodzimych gatunkach roślin. Nasi darczyńcy zachęcali do sadzenia wyłącznie rodzimych, przekonując, że wprawdzie nie wszystkie obce są inwazyjne, ale w związku ze zmianami klimatu lepiej nie ryzykować.

A jak sprawdzić, które są obce, a które – rodzime? Bardzo łatwo! Wystarczy wejść na stronę prowadzonego przez Instytut Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk projektu pt. „Gatunki obce w Polsce” (www.iop.krakow.pl/ias/gatunki) i wpisać do wyszukiwarki gatunek, który nas interesuje. Po kliknięciu „Wyszukaj” otrzymamy informacje, czy szukany gatunek jest obcy, a jeśli tak, to czy jest inwazyjny albo potencjalnie inwazyjny (więc też lepiej na niego uważać).

Lista gatunków inwazyjnych, których uprawa/hodowla jest zabroniona (pod groźbą 5 lat więzienia i miliona złotych kary finansowej), znajduje się natomiast w odpowiednim akcie prawnym („Rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 9 grudnia 2022 r. w sprawie listy inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Unii i listy inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Polski, działań zaradczych oraz środków mających na celu przywrócenie naturalnego stanu ekosystemów”).

 

Rozdział V. Wyrównana walka

Jednym z gatunków wymienionych na tej liście jest rdestowiec japoński, który rośnie na Biskupiej Górce na ponad 20 stanowiskach, w tym tuż obok naszego ogródka. Główne stanowisko znajduje się za płotem, ale na wiosnę młode pędy zaczęły przechodzić pod murkiem na teren kwietnika.

Początkowo planowaliśmy usuwać na bieżąco rdestowca wyłącznie z terenu kwietnika (jak inne chwasty). Stwierdziliśmy jednak, że to za mało (i bez sensu), i 10 lipca usunęliśmy całe stanowisko. Tzw. biomasę rdestowca – po konsultacji ze specjalistą, botanikiem-fitosocjologiem – włożyliśmy do sześciu dużych czarnych worków, zamknęliśmy je i zostawiliśmy za śmietnikiem (za płotem, w miejscu niewidocznym z ulicy i raczej nieodwiedzanym przez ludzi), przyklejając dla pewności kartkę z prośbą, by ich nie ruszać. Po ok. 1,5 miesiąca, gdy biomasa w workach na pewno straciła możliwość odrodzenia się, wyrzuciłam ją do śmieci bio. W międzyczasie pilnowałam worków, by w razie konieczności naprawiać je albo wymieniać (nie było jednak takiej potrzeby).

Od lipca do końca sezonu wegetacyjnego rdestowca (czyli do teraz, bo ta roślina rośnie bardzo długo) sukcesywnie usuwałam odrastające młode pędy, które z czasem stawały się coraz cieńsze i słabsze, za to z reguły nie odrastały w tym samym miejscu – osłabiany rdestowiec „uciekał” i próbował zwiększyć efektywność fotosyntezy, tworząc coraz większe liście na coraz mniejszych pędach. Dokumentowałam te działania (zawartość worków też, ale tych fotografii nie publikuję, bo rdestowiec w stanie rozkładu to nieszczególnie przyjemny widok):

Widoczne na zdjęciach młode pędy i liście są jadalne, ale akurat tych zbieranych z tego stanowiska nie jadłam – rdestowiec pochłania zanieczyszczenia gleby, a w tym miejscu przez lata leżały góry śmieci, czasem farby etc., więc rdestowca zbieranego tutaj wolałam nie jeść (pomidora można, bo zmieniliśmy mu ziemię). Tak małe ilości „biomasy” czasem gotowałam i wyrzucałam do śmieci bio (ugotowany rdestowiec na pewno nie odrośnie), a czasem opakowywałam szczelnie w dwa worki i wyrzucałam do zwykłych śmieci (nie bio).

O postępowanie z „biomasą” – a konkretnie: czy rdestowca w Gdańsku można wyrzucać do śmieci bio? – zapytałam w lipcu Zakład Utylizacyjny w Gdańsku. Dowiedziałam się, że wprawdzie w naszym ZUT odbywa się kompostowanie w wysokich temperaturach, ale nie aż tak wysokich, by na pewno zneutralizować rdestowca. Nie należy więc wyrzucać go do śmieci bio.

Generalnie nie powinno się też wyrzucać go do zwykłych śmieci – m.in. ze względu na ryzyko rozprzestrzeniania go niechcący w drodze do utylizacji – ale rzeczniczka prasowa ZUT napisała, że „selektywnie zbierane ww. rośliny należy wrzucić do odpadów zmieszanych, wówczas po przetworzeniu zostaną zutylizowane na kwaterze składowania lub skierowane do ITPOK”, więc tak robiłam. Dla pewności jednak zabezpieczałam rdestowca co najmniej dwoma szczelnymi warstwami plastikowych worków.

Teoretycznie mogłam też zostawiać pędy w miejscu zerwania (jak robię czasem w lesie, gdzie też zwalczam/zbieram rdestowca, ale z reguły zabieram go do domu w celach konsumpcyjnych), ale kręci się tu zbyt wiele osób (w tym dzieci) i zwierząt, więc lepiej nie ryzykować. Prawdopodobieństwo, że pędy nadziemne się ukorzenią, jest wprawdzie znacznie mniejsze niż ukorzenienie podziemnych kłączy, ale lepiej zachować ostrożność.

 

Rozdział VI. Ciąg dalszy nastąpi…

To nie koniec historii tej niesamowitej inicjatywy.

Na wiosnę nie tylko wrócimy do walki z rdestowcem, ale też zasiejemy nasiona roślin ozdobnych, które Joanna Paniec podarowała nam na potrzeby naszej akcji wiosną tego roku (ale akcja odbyła się 10 lipca, gdy było już za późno na wysiew tych gatunków). Jeśli będziemy chcieli posadzić jeszcze więcej roślin, sadzonki i nasiona na pewno się znajdą, podobnie jak kompost, nawóz (zaproponowany przez kolejnego mieszkańca), konewki i osoby chętne do pielęgnowania naszego wspaniałego wspólnego dzieła.

W przyszłym roku postaramy się jednak o stosowne zezwolenia.

 

 

Aktualizacja 25 października 2025

Rozdział VII. Ciąg dalszy nastąpił

Ciąg dalszy nastąpił bardzo szybko. Po publikacji tego tekstu do Stowarzyszenia Biskupia Górka odezwała się autorka strony Marcelkowe podróże (o podróżach z dziećmi, ale – co godne uznania, promowania i naśladowania – bez wizerunków dzieci!), która przekazała nam kolejne sadzonki do naszego kwietnika. Rośliny (dwa rodzaje bluszczu i skalniak) zostały posadzone razem z cebulkami wiosennych kwiatów, przekazanymi nam przez Joannę Paniec podczas jesiennych warsztatów stowarzyszenia PromKultura (fotorelacja – również bez wizerunków dzieci! – tutaj).

Oprócz posadzenia nowych sadzonek i cebulek wykopałyśmy dalie i mieczyki (kwiaty, które na zimę trzeba przenieść w cieplejsze miejsce i które wrócą do naszego kwietnika na wiosnę) i dodałyśmy otrzymaną od Krystyny Ejsmont tabliczkę z prośbą o sprzątanie po pieskach.

Ktoś postawił też dynię! Kto? Nie wiemy, ale – jak powiedział jeden z naszych sąsiadów, których o to zapytałyśmy – „nie wszystko trzeba wiedzieć”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.

Przejdź do treści