Sklep “u Płatka” ul. Biskupia 4

Sklep “u Płatka” ul. Biskupia 4

Pierścionki u Państwa Płatków / zapomina się, że istniała Pani Płatek :-)/ kosztowały 5 zł. Leżały pod szkłem w centralnym miejscu głównej lady, po środku. Lada była oszklona od góry i od frontu, poprzedzielana drewnianym szkieletem zabudowy zwanej tutaj ladą, pomalowanym w kolor ala ciemny brąz. Lada była niska jak na sklep, tak by dobrze służyła dzieciom bo na dzieci głównie nastawiony był ten sklep, nie licząc kapci, laczek z którymi regał znajdował się na wprost wejścia do sklepu. Dorośli kupowali jeszcze farby do włosów, lusterka i grzebienie, takie gęste także :p Sklep największy dochód przynosił w ostatnich dniach Grudnia, gdy z całego miasta przychodziła młodzież kupować korki do strzelania w Sylwestra, kolejka po korki nikogo nie zniechęcała mimo, że trzeba było postać z godzinę a czasami i dłużej. Paczka korków 25 szt. Kosztowała 12 zł, korki wpychało się w lufę pistoletu o nazwie Korkowiec i pociągało za spust kierując lufę w bezpiecznym kierunku, następował huk i sięgało się po kolejny korek, takie w tamtych czasach mieliśmy fajerwerki na Sylwestra.

Państwo Płatek mieszkali w domu jednorodzinnym w Oliwie i mieli córkę, która dzisiaj powinna liczyć sobie 52 wiosny, wiem, że kobietom się lat nie liczy, ale cóż się nie robi dla wspomnień na tej stronie…

Warto wspomnieć, że w tym sklepie był założony telefon, rzecz nie powszechna w tamtych czasach, na Biskupiej nie było ani jednego telefonu publicznego…Szczęśliwcy posiadający telefon nie zawsze byli szczęśliwi z tego powodu…

I jeszcze coś, za jedynym oknem sklepu Państwa Płatków były powykładane dziecięce skarby a wielu z dzieci nie było w stanie zajrzeć na tą wystawę z powodu wzrostu, stawano więc na schodkach wejściowych do sklepu, drzwi wejściowe razem ze wspomnianą szybą wystawową stanowiły cały front sklepu, wspinało się na palcach i zaglądano w bajkową wystawę…

Obok wejścia do sklepu z zabawkami, do muru budynku dobudowano drewniany sklep Państwa Kowalke, tak że oba sklepy sąsiadowały z sobą a ich drzwi wejściowe były tuż obok siebie i oba wejścia budziły duże emocje u dzieci, ale cukierki ze słojów z najwyższej półki warzywniaka nie pozostawiły tylu wspomnień w mieszkańcach Biskupiej co rzemieślniczo PRL-skie zabawki ze sklepu Państwa Płatków…
Drugim sąsiadem sklepu z zabawkami był… Magiel, dziwnym trafem zapomniany i pozostający w cieniu magla ze sklepu Pana Etmańskiego… Trzeci magiel funkcjonował za kościołem Chrystusa Króla przy ulicy Jasnej, w budynku po prawej stronie ulicy z 30 metrów przed późniejszym lokalem Lido a kawałek dalej za punktem skupu surowców wtórnych, który znajdował się po lewej stronie ulicy patrząc od Biskupiej i do tego magla chodzili mieszkańcy Biskupiej gdy zabrakło magla na dzielnicy.

 

 

***

Tak…Właśnie w tym miejscu dzieci stawały na schodkach i wspinając się na palcach zadzierali głowę, by ujrzeć za szybą na szerokim parapecie -prawie na metr wchodzący w głąb sklepu Państwa Płatków, prawie na metr wewnątrz sklepu… – metr a ile skarbów! – swoje dziecięce marzenia, które można było zrealizować za 5 złotych a czasami nawet za mniej… Nie trzeba chyba dodawać, że najczęściej na oglądaniu się kończyło, mali klienci nie byli zbyt zamożni a i skarbów ” Płatkowych” było zbyt wiele by je wszystkie posiąść.

Na zdjęciu widać pozostałość po mechanizmie wysuwającym daszek nad oknem wystawowym, jedynym oknem w omawianym sklepie, w roku 1970 mechanizm był jeszcze obudowany acz już nie używany, posiadał niewielki otwór, przez który wkładano długi gruby drut z odpowiednim zakończeniem, takim by objął malutki kwadratowy sworzeń, który wprawiał w ruch widoczne kółka, które z kolei napędzały kolejny gruby drut, tym razem bardzo długi, sięgający ponad górny skraj wystawowej szyby a tam kolejne części mechanizmu, równie proste jak i opisane, wyprawiały w niedaleką podróż rozsuwany daszek, który w dniach swojej świetności dwa razy dziennie pokonywał tą krótką trasę, raz w przód i raz w tył, nikt z dorosłych ani tym bardziej nikt z dzieci, ale to nikt, do samego końca, ani słowem nie wygadał się jak mu na imię i rozsuwany daszek dokonał swojego żywota nawet nie wiedząc, że posiada piękne imię , jakże podobne do francuskiego tytułu szlacheckiego… Pamiętam jak pewnego dnia dorosłem do tego by zrozumieć po co do ściany została przytwierdzona ta kwadratowa “puszka…” i długo zadzierałem głowę do góry podziwiając resztki zapomnianej konstrukcji, która nigdy nie poznała swojego imienia…

 

Beata:

Mieszkałam tam ponad 20 lat… Tam się urodziłam i tam dorastałam. Niektórzy z nas się bali ale tak nas korciło że musieliśmy tam zaglądać. Bo nie zawsze mieliśmy nawet na ten pierścionek. Sklep u Płatka… Do lady zaglądało się jak do czarodziejskiej bajki! Tam kupowaliśmy pierwsze hula-hopy i gumy do majtek żeby na nich skakać. Beatka Mazur, Biskupia 4, 1 piętro, 4 okno od prawej.
Ps.: Kto jeszcze pamięta trwałą ondulacje? I ten zapach?!

Maciej:

To jeszcze nie tak dawno, był sklep marzeń, tam było wszystko, co potrzebne, pierścionki, sygnety, maskotki, a w święta to mikołaje i korki, które były hitem. Pan Płatek zawsze pod muchą. Smutne zostały blachy i kraty po naszym osiedlowym mikołaju. Cześć P. Płatkowi.

Więcej informacji w aktualnościach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *